Pszenica z Ukrainy
Rynek zbóż jest rynkiem bardzo silnie zglobalizowanym. W uproszczeniu oznacza to, że na ceny zboża w danym kraju niebagatelny wpływ posiada sytuacja producentów i eksporterów na całym świecie. W ostatnich latach zarysowała się tu silna pozycji Ukrainy, która zdążyła już wyrosnąć na drugą na świecie siłę pod względem eksportu zboża. Jakie czynniki składają się na tak wielki sukces naszego wschodniego sąsiada w tej gałęzi rolnictwa? I – przede wszystkim – jak przekłada się to na sytuację polskich gospodarstw rolnych?
Przychylna polityka UE wobec ukraińskich zbóż
Od 1 stycznia 2018 roku weszło w życie rozporządzenie Komisji Europejskiej umożliwiające dodatkowe kontyngenty taryfowe z zerową stawką celną na import zbóż z Ukrainy. Dodatkowe limity, wobec których zniesiono cła, powstały jako uzupełnienie obowiązujących już preferencyjnych kontyngentów na import ukraińskich zbóż w oparciu o umowę stowarzyszeniową. W rezultacie zwiększono obecne kontyngenty z zerową stawką celną odpowiednio o: 65 tys. ton dla pszenicy, 325 tys. ton dla jęczmienia, 625 tys. ton dla kukurydzy. Nowe kontyngenty obowiązują od dnia 1 stycznia 2018 roku do dnia 31 grudnia 2020 roku.
Na negatywne długofalowe skutki przychylnej polityki unijnej wobec importu zbóż z Ukrainy od kilku lat zwracają uwagę polscy rolnicy. Ustawicznie zwracają się oni do ministerstwa z prośbą o dokładniejsze kontrole ukraińskich zbóż oraz sumienne sprawdzanie, czy spełniają one te same normy jakościowe, których muszą przestrzegać polscy chłopi. Chodzi tu m. in. o integrowaną ochronę roślin, zakaz używania określonych związków chemicznych oraz konieczność przestrzegania okresów karencji. Nasi rolnicy podejrzewają, że ukraińskie kontyngenty cechują się słabszymi parametrami niż zboże pochodzące z polskich zbiorów. Traci na tym, ich zdaniem, krajowe rolnictwo.
Źródła ukraińskiego problemu
Ukraina mogła stać się zbożowym potentatem dzięki szeregowi czynników, z których najistotniejszy to oczywiście jej naturalne bogactwo: kraj ten dysponuje przecież wielkimi połaciami żyznych czarnoziemów, idealnie nadających się pod uprawę zboża. W ostatnich latach zarówno państwo ukraińskie, jak i zachodni przedsiębiorcy czerpią z tego faktu coraz większe korzyści. Trudno również zaprzeczyć, że ze względów transportowych najatrakcyjniejszym rynkiem zbytu dla ukraińskiego zboża jest rynek polski.
Taki stan rzeczy dość negatywnie odbija się na cenach krajowego zboża. Polscy rolnicy donoszą, że w punktach skupu proponuje się im coraz niższe kwoty za tonę, co stawia pod znakiem zapytania celowość uprawy zboża. „Jeśli dodamy do tego okoliczność, że w ostatnich latach zbiory okazywały się u nas z przyczyn pogodowych słabsze niż zazwyczaj, zaczynamy rozumieć, dlaczego pszenica z Ukrainy podbija nasz rynek. Polski rolnik zarabia coraz mniej, bo zdobycie zagranicznego ziarna nie stanowi najmniejszego problemu” – narzekają.
Od dłuższego czasu mówi się na wsi także o tym, jak bardzo nieszczelne są polskie granice. Oficjalne limity wwozu zboża ze Wschodu mają się zapewne nijak do poziomu jego rzeczywistego importu. W praktyce oznacza to, że polskie ziarno (wzrastające w warunkach niekorzystnych zawilgoceń) często nadaje się wyłącznie na paszę, podczas gdy zboże o charakterze konsumpcyjnym przywozi się bez żadnej kontroli z Ukrainy.
Podwójne standardy
Polscy rolnicy (głównie z województw wschodnich, czyli tych najbardziej dotkniętych ukraińską ekspansją) zżymają się szczególnie mocno na nierówne traktowanie zarówno ze strony krajowego ministerstwa, jak i Komisji Europejskiej. Ich rokroczne apele o dokładniejsze kontrolowanie ukraińskiego ziarna nie przynoszą spodziewanych rezultatów. W efekcie – zdaniem polskich chłopów – Ukraińcy rzucają na nasz rynek, co tylko chcą, bez najmniejszych ograniczeń ze strony polskiego państwa. Eksportowane przez nich ziarno nie jest badane pod kątem stosowania niedozwolonych pestycydów. Nikt również nie kłopocze się o to, czy wzrastało ono w takich samych warunkach, jakie muszą zapewnić roślinom rodzimi producenci.
Inne zdanie posiadają w tym temacie polscy importerzy zbóż ze Wschodu. Twierdzą oni, że ukraińska kukurydza czy pszenica z roku na rok w coraz większym stopniu spełnia wymogi stawiane przez UE, co stanowi logiczną konsekwencję ustawicznego rozwoju kontaktów handlowych między poszczególnymi krajami. Ukraina przestała być postrzegana przez Zachód jako kraj „dziki” czy nieprzewidywalny; dzięki umowie o wolnym handlu zyskała status pełnoprawnego partnera, którego towary cechuje wysoki poziom i niezawodność. A ponieważ import ukraińskiego ziarna stał się po prostu opłacalny, przedsiębiorcy nie wahają się z niego korzystać.
Prognozy na przyszłość
Nic nie wskazuje na to, aby w najbliższych latach problem zboża z Ukrainy został rozwiązany po myśli polskich rolników. Zarówno organy unijne, jak i krajowi importerzy dostrzegają ukraiński potencjał i upatrują w nim szansę na zarobienie dużych pieniędzy. Kolejne porozumienia handlowe sprzyjają rozwojowi wzajemnych kontaktów, co prawdopodobnie dodatkowo umocni w najbliższym czasie pozycję Ukrainy jako jednego z największych światowych producentów zboża.
Polscy importerzy odpierają ataki zdesperowanych rolników, tłumacząc, że zboże z Ukrainy przechodzi gruntowne kontrole, nadzorowane przede wszystkim przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Sami chłopi ciągle odrzucają ten argument i zwracają uwagę na fakt zbyt powierzchownego traktowania problemu zarówno na poziomie ministerialnym, jak i państwowym. Dynamika sporu nie zapowiada jego rychłego zakończenia.